Menu Zamknij

Zdecydowałam się z nim umówić, bo chodził ubrany elegancko w marynarce i krawacie…

 

Zdecydowałam się z nim umówić, bo chodził ubrany elegancko w marynarce i krawacie”
Takimi słowami wspomina Kazimierza Stachonia Jego małżonka pani Halina Stachoń.

Msza pogrzebowa odbyła się 05 czerwca 2020 r. O godzinie 10:00 w kościele parafialnym. Mszy Świętej przewodniczył JE Ks. Bp Ignacy Dec.  Po Mszy odbyło się ostatnie pożegnanie na cmentarzu przy ulicy Brzozowej.

Poniżej publikujemy kilka wspomnień Rodziny.

Kazimierz Stachoń urodzony 1 lutego 1952 roku w Świdnicy. Syn Karoliny oraz Antoniego Stachoń – którzy przyjechali za pracą na Dolny Śląsk z Rozdziela, koło Limanowej leżącego w Beskidzie wyspowym – jak wiele młodych małżeństw po wojnie z tamtego rejonu.

Kaziu: Mąż Halinki, Tata Michałka, Tomaszka i Małgosi. Dziadek Kuby oraz Hani. Brat Basi i ojciec chrzestny Kasi, teść dla Oli i Beaty oraz przyszły teść Kamila.

Zaczął pracę w wieku 17 lat jako frezer w jednym ze świdnickich zakładów produkcyjnych. Później prowadził swoją działalność związaną z produkcją klocków drewnianych, skrzynek na jabłka oraz worków foliowych. Pracował jako inkasent , jeżdżąc zieloną Nyską ja wspomina starszy syn „zabierał nas nieraz z mamą z przystanku i podwoził do dziadków do Tomkowej.  Jego formą dodatkowej pracy pozwalającej na życie rodziny w godziwych warunkachbyło rzeźbienie z drewna, nie przeszkadzała mu w tym opieka nad najmłodszym dzieckiem, które siedząc w kąciku układało z fascynacją trociny.

„Zdecydowałam się z nim umówić, bo chodził ubrany elegancko w marynarce i krawacie” – tak powiedziała Żona. Tak mu zostało. w Jego szafie można było znaleźć ponad setkę krawatów i na pewno ponad trzydzieści koszul. Święta zawsze były okazją do kupienia nowej. Człowiek niezwykle elegancki.

Jego charakterystyczne gesty? Poklepywanie i zaczepianie. Można powiedzieć, że dokuczanie i śmiech z tego były jego codziennym rytuałem. Nie robił tego złośliwe, robił to z miłości. Zawsze traktował wszystkich równo. Pomagał wielu ludziom, nigdy nikomu nie żałował niczego a cukierki, których miał mnóstwo w kieszeni były powodem uśmiechu nie tylko dla tych najmłodszych.

Swoje dzieci wychował w szacunku do innych ludzi i do pracy jaką wykonują. Jeżeli komuś mógł pomóc w jakikolwiek sposób zawsze to robił bezinteresownie.

Był osobą utalentowaną artystycznie, nie tylko rzeźbił i rysował ,ale naprawa i składanie silnika „malucha” to nie był problem. Jego dzieci zawsze przechodziły naukę rysunku, a każda praca manualna musiała być opanowana. Uczył synów jazdy samochodem, naprawiać rowery i sprzęty domowe. Był człowiekiem niezwykle praktycznym i utalentowanym technicznie – co z powodzeniem przekazał synom i córce.Jego hobby od dzieciństwa było modelarstwo. Modele latające to coś czego w domu było zawsze pełno – samoloty, drony, helikoptery. Nie zabrakło sklejanych modeli statków, ale czuć było także spaliny silników do modeli zdalnie sterowanych samochodów, samolotów. Jak skończyła się kiedyś przygoda latania samolotem na pikniku lotniczym? Mama ujęła to jednym zdaniem: „Tata dorwał się do sterów”. Tak, pilot jadł śniadanie, a my bawiliśmy się w lotnicze hopki. Każda okazja do lotu jakimkolwiek statkiem powietrznym była wykorzystana – nawet dał się namówić młodszemu synowi na lot szybowcem.

Uwielbiał zwierzęta.  Różnorodność to idealne określenie. Od chomika, świnki morskie przez papugi, żółwie, burunduki, rybki, koty.

20 lat pracował jako kościelny w parafii NMP KrólowejPolski, ale jego przygoda z Parafią rozpoczęła się dużo wcześniej od robienia skrupulatnie składanych z pojedynczych literek nagłówków w parafialnej tablicy ogłoszeń jeszcze przydrewnianej Kaplicy pełniącej rolę kościoła parafialnego, angażował się także w dekorowanie kościoła.

Nieraz z ks. Andrzejem Szycem wozili „maluchami” ludzi do cegielni , aby układać na paletach wybrane prosto z pieców cegły do budowy kościoła. Wiele razy przekładał pracę w Kościele nad życie rodzinne. Pokazuje to jak Kościół oraz wiara były dla niego istotne. Jego ulubionym świętym był Ojciec Pio, którego ciało miał okazję zobaczyć na w sanktuarium w San Giovanni Rotondo.

Dla relaksu uwielbiał słuchać francuskiej piosenkarki Edith Piaf. Jednak to słowa z Jego ulubionej piosenki zespołu Queen „I want to break free” brzmiące: „Ale życie wciąż biegnie, Nie mogę przywyknąć do życia bez Ciebie” przypominają o kochającym Mężu, Tacie, Dziadku, Bracie, Teściowi oraz Wujku

Zdjęcia z pogrzebu można zobaczyć tutaj